Bośniacki odcinek podróży okazał się masakrą. Cały czas pod słońce a natężenie ruchu było ogromne. Średnia prędkość 60km/h, bałkański styl jeżdżenia i żarówiące słońce w ryj dało nam w palnik dokumentnie, że po dojeździe na miejsce wykończeni zalegliśmy w pierwszym lepszym miejscu czyli w motelu za 70jurków za noc ;)
Sama Banja Luka sprawia wrażenie typowego titowskiego miasta, szerokie ulice przecinające się pod kątem prostym, budowle klockowate. Wyróżniają się ruiny zamku zburzonego podczas wojny oraz południowa część miasta położona już w ciasnej dolinie. Warto nadmienić, że obecnie BanjaLuka to prawie serbskie miasto (92%) ale przed wojną było ich tu nie więcej niż połowa, resztę stanowili Jugosławianie, Chorwaci i Bośniacy. Dzisiaj po pierwszych z nich słuch zaginął a reszta rozjechała się w "bardziej swoje" strony świata. Przez 50 lat Jugosławii nikogo nie obchodziła twoja narodowość tutaj i dopiero wypuszczenie przez faszystów upiorów wojny spowodowało, że trzeba było się deklarować i odgrzebywać rany. Szkoda, że wraz z wojną zabito wielonarodowy duch tej ziemi gdzie głos z meczetow miksował się z prawosławnymi pieśniami. Teraz to tylko jako atrapa dla turystów i polityków ta Bośnia jest stworzona. Jak sobie mądre głowy z UE wymyśliły wielonarodową Bośnię, której nikt tu nie chce to czemu sobie nie wymyśliły wielonarodowej Jugosławii - może trupów byłoby mniej. W każdym razie kraj w kształcie serca Bośnią zwany na zagładę jest skazany. A cała sytuacja przypomina wielonarodowe polskie kresy gdzie mieszkali Ukraińcy, Polacy, Rusini wmiarę spokojnie aż do czasu gdy Polacy nie zaczęli przeginać (II RP) a następnie przyszli Niemcy i Rosjanie a Ukraińcy zaczęli proceder podrzynania gardeł Polakom. Koniec historii był podobny jak tutaj, granica i jedni na jedną stronę a drudzy na drugą.