Minęło kilka godzin snów w zaroślach, sen umilały nam przejeżdżające co pewien czas lokomotywki. Obudziliśmy się i dalej w trasę. Ignorując zakazy dla rowerów dotarliśmy do Mosonmagyarovar (nie udało nam się wymówić tej nazwy), co ciekawe wzdłuż drogi biegła ścieżka rowerowa ale my musieliśmy być mądrzejsi. W Mosomoso posiłek, oczywiście frycowe zapłaciliśmy (+data do rachunku). I dalej w trase, kierunek południe - skwar był nieziemski, nawet hektolitry piwa nie pomagały i wylewanie sobie na głowę wody mineralnej. Dojechaliśmy tylko do Janossomorja, tam stwierdziliśmy, że nie ma co cisnąć dalej. Kolega używając swoich zdolności lingwistycznych "łan cigaretten proszę" kupił nam bilety i podjechaliśmy co miejscowości Csorna. Tam chcieliśmy się zaokrętować ale poradzono nam, że lepiej będzie w Kapuvarze i tam się udaliśmy - oczywiście pociągiem. Po krótkim kółeczku - rower rulex - znaleźliśmy przyczepę kampingową za jedyne 5000 forintot. Było spoko.