Rano dzwonek, "Vase auto bilo vykradene!", biegnę oglądnąć straty - no tak rąbneli pranie i wózek z samochodu. Dostali się do środka przez opuszczenie szyby, wcześniej próbowali innych dróg m.in. uszkodzili zamek od bagażnika. Je..ni złodzieje. Dobra, na dziesiątą miałem rozmowę kwalifikacyjną w tietoenator a była ósma. Podzwoniliśmy za policją a ta sobie przyjechała grubo po dziewiątek (jakoś tak znajomo się poczułem). Oprócz mnie wybito szybę w samochodzie stojącym obok po to by ukraść z niego kabel do PDA. Spisaliśmy protokół a tu mnie policjant mówi, że mnie biorą na dołek bo jako cizinec muszę czekać na tłumacza. A ja mu mówię, żeby dał sobie spokój bo to cały dzień zmarnowany. Na szczęście drugi policjant był w miarę spoko i wyperswadował mu, że przesłuchamy się bez tłumacza bo w zasadzie to pan coś po tym czesku rozumie.
Wypuścili mnie o 10:07. Na 10:15 miałem być na miejscu a to drugi koniec miasta, ale przebutowałem i byłem 10:20, nawiasem mówiąc taki numer we Wrocku by nie przeszedł (pokonaj w 13 minut odległość z plac Grunwaldzkiego np. do Muchoboru Wielkiego w dzień roboczy w środku dnia). I tak musiałem sobie poczekać, rozmowa przebiegała w przyjemnej atmosferze dopóki nie powiedziałem ile chcę zarabiać. Czyli norma jak w Polsce. Praca jest ale za gówniane pieniądze. O 13 opuściliśmy Czechy, po drodze zajeżdżając na przejście graniczne ze złej strony. Ach to roztargnienie ;) W domku we Wrocławiu byliśmy na obiad.