No i znów na Węgry! Hura!! Trzeba odebrać zaległy urlop, akurat pięć dni. Ale od początku nie było tak miło jak się zdaje. Już na początku podróż przypominała walkę bardziej niz sielankę. Napierw nowy szef w pracy a później opady śniegu skutecznie komplikowały sprawę. Do Mezimesti dojechałem ostatecznie taksówka i nie będe się rozwodził nad tym jak to PKS Świdnica olał sobie jeden kurs a śnieg zasypał odcinek Mokrzeszów - Świebodzice - oraz jak to obsunęło rozkład.
Mezimesti - kiedyś węzłowa stacja, ma pecha znajdnować się w pezpośredniej bliskości Polski co skutecznie podcina jej sens istnienia w obecnej wielkości. Jeszcze niecały rok temu można było ją nazwać graniczną, obecnie ruch pociągów do ojczyzny został zredykowany do 4 par brutt dziennie, a rasa? A rasa to sobie może z buta pocinać do Mieroszowa - połączenia autobusowe też nie istnieją. Boję się o ten dworzec, boję się, że podzieli on los Lubawki - ale pomimo, że bryndza naszego kraju dotyka go w sposób istotny to Mezimesti leży jednak w Czechach, gdzie jest inny, lepszy świat (bynajmniej na razie) pod tym względem. Dzisiaj jedynym właściwie sensem istnienia tej stacji jest przesiadka z 810 z Broumov na 714+3x010 na Nachód/Tyniszte. Szopę w Mezi już zlikwidowano i wszystko poszło do Trutnova i Trebowej. Gdyby Mezimesti nie leżało przy granicy z Poslką a np. z Niemcami to by i Mezimesti i stacja wyglądała całkiem inaczej, A tak, stoi jako pomnik poprzedniej świetności. Opuszczam go osobakiem do Tyniste nad Orlici. W Tyniste mam przesiadkę na pociąg do Pardubic przez Borohradek. Fajna linia, super klimacik, jeżdzisz ludziom po podwórkach prawie. Wysiadka w Pardubicach i po chwili wsiadam w nocnik do Bukaresztu. Wyposażony w bilet TCV zalegam w przedziale.