Geoblog.pl    tomik1    Podróże    Bałkany po raz trzeci: Jugosławia    Subotica czyli Szabadka.
Zwiń mapę
2007
29
sie

Subotica czyli Szabadka.

 
Serbia i Czarnogóra
Serbia i Czarnogóra, Subotica
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 589 km
 
O masakra, gdzie my jesteśmy. Właśnie wjechaliśmy do pierwszego większego miasta w Serbii. Jest to dobra chwila na opis umiejętności serbskich kierowców i tego co tu na drogach się dzieje. Wyobraźcie sobie, że na ulicach jeżdżą same “baby” i to w złym znaczeniu tego słowa. Nie wiem, czy to jakaś ujma ale Serbowie za kierownicą nie używają lusterek (poza paroma chlubnymi wyjątkami), a na sytuacje na drodze których nie potrafią zrozumieć reagują tylko w jeden sposób: klaksonem. Podczas przejazdu obok każdego pojazdu tutaj, czy to wyprzedzanie, czy omijanie, czy cokolwiek, nie jestem nigdy pewien czy nieustraszony prowadzący swoich czterech kółek nie wjedzie centralnie we mnie jakbym był przezroczystym powietrzem. Szczegóły w przyszłych rozdziałach opowieści. Tak więc wśród całego stada bab, archaicznej sygnalizacji świetlnej nie uznającej skrętów i wszędobylskich policmajstrów z suszarkami udało mi się dotrzeć do centrum Suboticy bez strat w ludziach i co dziwne nawet tamże zaparkować. Na początek zawinęliśmy kółeczko poprzez ulicę Korzo, plac Wolności i oboczności. Wyciągnęliśmy kasiurę z bankomaciku (dopiero trzeci akceptował Maestro), jakieś 10000 dinara i dokonaliśmy wstępnych oględzin miasta. Subotica jako miasto zrobiła na nas pozytywne wrażenie, szczególnie podobał nam się szeroki deptak, kawiarenki (chociaż jeszcze o ósmej większość z nich była zamknięta) i ciekawa zabudowa – chociaż tutaj przydałoby się trochę inwestycji w remonty. Okazało się, że przy tak wczesnej porze otwarte jest biuro informacji turystycznej, gdzie wzieliśmy trochę ulotek przybytków odpoczynku w Palicu (w samej Suboticy ciężko jest o dobry i tani nocleg) i wróciliśmy do samochodu. Po powrocie okazało się, że za wycieraczką mamy jakiś papir, te miejsce co na nim stanęliśmy jest płatne jakąś SMSową zdrapką czy coś, w każdym razie 1000 dinarów się należy. Patrzymy, blokady nie ma, strażnika też i ja za cholerę nie wiem komu to zapłacić, sumienie gryzie mnie do dziś. Wybraliśmy pensjonat o nazwie Palicska Kruna, zlokalizowany w osiedlu weekendowym w w/w Palicu i tam pojechaliśmy. Na miejscu okazało się, że cena jest przystępna (2000din) więc uzgodniliśmy formalności i zalegliśmy w nowo zajętym pokoiku na parterze. To znaczy ja zaległem ponieważ bohater numer jeden Damian po przekimaniu całej nocy w foteliku nie miał za bardzo ochoty udać się do królestwa morfeusza a swoje niezadowolenie coraz głośniej manifestował. W związku z tym, Sylwia była zmuszona udać się na krótki spacerek podczas którego ze strachem w oczach stwierdziła “Tu jest wszystko zamknięte! Już po sezonie!”.
Trochę pospalim, poleżelim i tak gdzieś w okolicach drugiej po południu stwierdziliśmy, że pojedziemy do Suboticy napełnić nasze żołądeczki. Jako środek transportu wybraliśmy autobus komunikacji miejskiej i udaliśmy się na nieopodal znajdującą się pętlę linii numer 6. Po dojściu na miejsce ze smutkiem zanotowaliśmy, że rozkład jest zerwany a zerowa ilość potencjalnych podróżnych każe nam czekać na pojazd w nieskończoność a staroserbskim zwyczajem przystanki w ławki nie są wyposażone. Jakaż była radość gdy po chwili na horyzoncie pojawił się Ikarbus IK201 Autosaobracaja Subotica z cyferką sześć na wyświetlaczu. Nasza radość nie trwała zbyt długo, okazało się, że genialni w swej genialności jugosławiańscy konstruktorzy umieścili w każdych z czterech drzwi pionową rurkę skutecznie uniemożliwiającą zajęcie miejsca w wozie z wózkiem dziecięcym czy inwalidzkim. No cóż, zacisnęliśmy zęby i złożyliśmy wehikuł Damiana i zapakowaliśmy się do środka. W środku czekała na nas pani konduktor, która poza odpowiedzialną funkcją sprzedaży biletów posiada jeszcze bardziej odpowiedzialną funkcję otwierania i zamykania drzwi na każdym przystanku. A wszystko to robi ze swojego “centrum sterowania” zlokalizowanego przy ostatnich drzwiach. W skład “centrum sterowania” wchodzi siedzisko, lada do trzymania gazety, półeczki na bilety i guziczki do otwierania wrót pojazdu. Po chwili ruszyliśmy i już po półgodzinie byliśmy znów w Suboticy, autobus w międzyczasie się napełniał i do Suboticy dojechaliśmy prawie pełni. Knajpkę wypatrzyliśmy dosyć szybko na ulicy Karadżicia (nie tego od Bośni) boczna Korzo ale nie polecamy bo było drogo i niedobrze (żebym ja zwykłej pizy całej nie zjadł, skandal!). Później najedzeni okrążyliśmy centrum od strony północnej zaliczając po drodzę synagogę i robiąc zakupy. Moje obserwacje są takie: Subotica to takie węgierskie miasto tylko, że cokolwiek mniej zadbane, przypomina mi w szczególności Kecskemet i Szeged. Na końcu kółeczka zahaczyliśmy jeszcze o plac Republiki gdzie napiliśmy się kawy mrożonej (Sylwia), piwa (ja) i zostaliśmy nakarmieni deserkiem (Damian). Później jeszcze hop do autobusu i udaliśmy się na (nie)zasłużony odpoczynek.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
tomik1
tomek szymczyszyn
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 119 wpisów119 5 komentarzy5 89 zdjęć89 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
28.08.2007 - 13.09.2007
 
 
28.04.2007 - 04.05.2007
 
 
28.04.2006 - 20.05.2006