Znów dzień zaczął się standardowo, pobudka, śniadanko i jazda. Ale tu pojawiła przeszkoda, w niebie komuś się wiadro urwało i od rana lało. Poczekaliśmy chwilunie i zdecydowaliśmy się, że idziemy! Tym razem skorzystaliśmy z usług komunikacyjnych firmy Nis Ekspres czyli linii numer 1. Pomni doświadczeń z Suboticy władowaliśmy się do autobusu drugimi drzwiami (dzięki czteropłatowym drzwiom udało nam się wepchnąć bez składania wózka) nie szukając nawet wejścia dla takich jak my. Tymczasem Niskie autobusy ostatnie drzwi mają przystosowane do przewozu wózków itp. No nic ja zostałem przy drugich drzwiach a żona poszła do tyło zasiąść gdzieś z małym. Tymczasem autobus się napełniał i straciliśmy kontakt ze sobą a za oknem rozpadało się na dobre. Jedziemy i jedziemy a wóz tłok zaczął wypełniać coraz szczelniej. Dojechaliśmy do ulicy Vozda Obrenowica, gdzie cała ciżba opuściła pojazd razem z żoną wobec tego ja podjęłęm heroiczną próbę opuszczenia pojazdu. Z pomocą trzech Serbów udało się. Pierwszym punktem było zaliczenie twierdzy, później kółeczko po mieście. Generalnie to niż mnie trochę rozczarował, spodziewałem się starszej zabudowy i bardziej tradycyjnego klimatu jak to na byłą stolicę kraju przystało. Dostaliśmy niestety titowską (czyt. gierkowską) klockownie w centrum, słabo zachowaną twierdzę (właściwie tylko same mury obronne robią wrażenie, w środku niewiele jest) i trochę zapuszkowanych ulic. Styl parkowania tutejszych kierowców dla mnie jest żenujących, o przeciśnięciu się z wózkiem dziecięcym zapomnij. Zawsze znajdzie się android który pomimo dużej ilości miejsca czy na chodniku czy na jezdni zastawi (a stąd ta nazwa) ci całe przejście tak, że wózkiem nie przejedziesz. Podczas kółeczkowania po mieście zachcieliśmy napełnić swoje brzuszki i udaliśmy się na ulicę Aleksandra kralja, niestety tamta restauracja nie wzbudziła naszego zaufania ale zupełnie przypadkowo na ulicy (), która jest notabena ulicą samych kawiarni i restauracji znaleźliśmy to czego szukaliśmy czyli Pljeskavice z frytami. Dobre to było, później wróciliśmy do naszego pokoju w Niszkiej Banji bez zbędnego trudu forsowania drugich drzwi w autobusie.