Jak się poprzedniego dnia rozpadało to nie zamierzało skończyć, aha podczas ostatniej nocy w Mokrej Górze towarzyszyli nam Rosjanie, ale interakcje ograniczyliśmy do minimum mimo, że 1/2 tych Rosjan czyli on (była to para) nawet płynnie wypowiadał nam dzieńdobry, dowidzenia, przepraszam itp. Rano się zwinęli jeszcze przed naszym obudzeniem się. Serbia pożegnała nas deszczem. Aby sobie skrócić drogę wybraliśmy przejazd przez terytorium Bośni i Hercegowiny a następnie przez Priboj. Jeszcze przed samą granicą złupili nas na 50 dinarów za podatek ekologiczny. Na granicy jak to granicy przynajmniej 20 minut postoju by pan władza mógł sobie nasze książeczki zwane paszportami przeczytać.
W ogóle to ta cała Jugosławia to śmieszna jest, wszyscy wpierdalają cevapci z pleskawicą, kochają tito, a nienawidzą się wzajemnie do tego stopnia, że nawet nie chcą się przyznać, że takim samym językiem mówią. Dziwne to, szczególnie jak się patrzy na zniszczone domy serbskie w Krajinie czy Sławonii lub słucha jak to Serbowie robili rzeź w Sarajewie. W każdym razie obkręciliśmy się na dwóch granicach i po niedługiej chwili dojechaliśmy do tej najnowszej czyli Serbsko-Czarnogórskiej. Tym razem odprawa była europejska - czyli pan machnął na nas ręką byśmy jechali. Z tą Czarnogórą to sami Czarnogórcy mają problem jakby tu się odróżnić od Serbów, są tak samo religijni czyli prawosławni jak Serbowie, tego samego dialektu używają co Serbowie, więc jest duża problem. No to na początek sobie wymyślili, że zrobią autokefaliczną cerkwię, prawie się udało ale jakieś hocki klocki wynikły z ich tamtejszym popem czy inną purpurową hierarchią. O mało się skandalem dyplomatycznym nie zakończyło, szczególnie wtedy jak minister spraw zagranicznych Serbii (fotyga?) nazwał Czarnogórę kwazipaństwem. Jaja w polityce jak u nas. Oprócz spraw politycznych Czarnogórcy chcą się jak na każdy bałkański naród przystało za wszelką cenę wyróżniać językiem czyli nie mówić już po serbskochorwacku ale po czarnogórsku. W tym celu został stworzony rewolucyjny projekt zastąpienia literki nj literką ń. A jeszcze do tego wszystkiego nie używają cyrylicy tylko łacinkę. Ch. z nimi, ja się w tym nie wyznaje, dla mnie to jest wszystko śmieszne tylko, że tam oni traktują to śmiertelnie (w dosłownym sensie tego znaczenia) poważnie. Tak na koniec tylko napiszę, że jak widzieli naszego małego synka to w Serbii mówili, że piękny Serb by z niego był, w Czarnogórze, że Czarnogórzec a w Bośni, że Bośniak. Normalnie jaja jak berety.
Około godziny 16 dopchaliśmy się malowniczym i jednocześnie strasznie upierdliwym do jeżdżenia kanionem do Podgoricy czyli dawnego Titogradu. Nazwa Podgorica pochodzi od słów pod i gorica, pod to pod a gorica to jedno z okolicznych wzgórz. Samo miasto zadbane w miare, strasznie lansiarskie i drogie jak na naszą kieszeń. Więc ograniczyliśmy się do pleskawicy za 1 ojro (no tak w Czarnejgorze płaci się jurkami - o to następna różnica między tymi krajami). Po Podgoricy popędziliśmy krajobrazową drogą do Centinje a później do Budvy. Jak dojeżdżaliśmy do Kotoru było już naprawdę ciemno no i w ciemno szukaliśmy noclegu.
No bom przy pierwszym napisie SOBE, jakieś lampucery wciskają nam apartament za 50 jewro per najt, spadać krwiopijcy. Sytuacja jeszcze powtarza się raz, pan nawet nam prezentuje, że apartman ma deskę do prasowania, len 40 jewro - go away, nie przyjechałem tu prasować. W końcu znaleźliśmy pokój za 8 eurasków - standard odpowiednio niższy ale przeżyliśmy.