Geoblog.pl    tomik1    Podróże    Bałkany po raz trzeci: Jugosławia    Poljakno, poljakno.
Zwiń mapę
2007
06
wrz

Poljakno, poljakno.

 
Serbia i Czarnogóra
Serbia i Czarnogóra, Kotor
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1316 km
 
Na najbliższe trzy dni nie planowaliśmy ruszać samochodu tylko oddać się obcowaniu z krajobrazem jaki oferuje nam Boka Kotorska. Rankiem postanowiliśmy pójść pieszo do centrum Kotoru a, że mieszkaliśmy na końcu Dobroty to trochę nam to zajęło czyli jakieś dwie godziny. Po drodze wstąpiliśmy do restauracji Hellas ale po zapoznaniu się z cennikiem zrezygnowaliśmy czym wkurzyliśmy kelnera bo już miał wizję złupionych turystów pełnych eurasków. Myśleliśmy, że znajdziemy coś tańszego dalej/bliżej ale próżne nadzieje - ostatkiem sił doczłapaliśmy się do lansiarskiej starówki i tam zasiedliśmy w jakiejś knajpie. Taniej nie było, a irytujący kelner nas pospieszał na zasadzie "szybko bo zaraz was wywalę i przyjdą następne leszcze". Na końcu okazało się, że obiad kosztował nas 90PLN i wcale nie był dobry. Kropkę nad i postawiono jednak dopiero wtedy gdy chciałem skorzystać z WC - a ono było zamkniętę ze względu na brak wody. Dobrze, że browara nie wziełem (cena!) bo bym ich chyba osikał.
Dalsza część dnia to lansowanie się na starówce i postanowienie zrobienia zakupów na przyszły dzień na obiad ponieważ przy takich zbójeckich cenach zdechlibyśmy niechybnie z głodu. Po długich debatach w SAMie stanęło na spagetti.
Powrót z Kotorku chcieliśmy wykonać autobusem lecz po dojściu na stanicę okazało się, że tam same gumno jeździ. Więc wybraliśmy własne nogi plus postój na piwko przy brzegu morza. Podczas postoju na piwku doszło do nagłego załamania pogody; zaczęło lać jak sk....n. Ja miałem plan by wiać do knajpy ale sylwia zdecydowała "biegniemy do domu - to niedaleko". Gonimy, a kisza na nas pada. W końcu już było takie wiadro, że zakręciliśmy do jakiejś miejscowej speluny zapełnionej dymem papierosowym i średnio wyglądającymi panami z piwkiem. Umrzemy tu pomyślałem, ale ostatnią nutą odwagi wchodzę do środka i dukam "mozesz mene pozvoniti taxi?", usłyszałem: "ne treba tebe TAXI, on ise ... vi cekate". No dobra czekamy, aż jegomość zakończy bronia. Czekamy i czekamy, żoncia i rzadzio się denerwują ale czekamy. W końcu facet się zlitował, "mi imamo dece vozek" "ja imam velike auto!". To welike auto to była zastawa, stelaż wrzuciliśmy na dach resztę do środka. Bo jak przystało na nasze badziewiamo "Bayamo" nie szło to upchać nigdzie. Ruszyliśmy, leje dalej, koleś jest letko zawiany ale trzymam to mu kierownicę to szmatę do wycierania okna by nie zboczyć z kursu. Najgorsze było to, że ni ch. nie pamiętaliśmy gdzie właściwie nocowaliśmy. "Poljako", "Poljako" tylko słyszeliśmy od niego. W końcu w strugach deszczu dojechaliśmy i udało się odnaleźc ten dom. Na początku facio chciał jurka za przysługę ale jak zobaczył, że nie mogłem go znaleźć (żoncio pobiegło już do domu z rzadziem) to machnął ręką i pojechał. Ja tymczasem z wózkiem, zakupami i deszczem na głowie podreptałem do domku.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
tomik1
tomek szymczyszyn
zwiedził 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 119 wpisów119 5 komentarzy5 89 zdjęć89 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
28.08.2007 - 13.09.2007
 
 
28.04.2007 - 04.05.2007
 
 
28.04.2006 - 20.05.2006